Debata niczym jedzenie sera ROZMOWA - TARNÓW - Polski Biegun Ciepła

Debata niczym jedzenie sera ROZMOWA

Za nami kolejny sezon Tarnowskiej Ligi Debatanckiej. Zwycięzcami tegorocznej edycji została drużyna III Liceum Ogólnokształcącego. Z jej reprezentantami, Zuzanną Piotrowicz, Mirosławem Jaroszem i Tomaszem Kwiekiem, rozmawia Weronika Witos

W końcu się udało…

Mirosław Jarosz: Trzecie liceum trzy razy było w finale. Najpierw zdobyliśmy drugie miejsce, potem trzecie. A teraz możemy pochwalić się pucharem. Do trzech razy sztuka. Wśród nas są weterani, którzy brali udział w różnych debatach i mają wiele medali.

Co wam dała liga debatancka?

Tomasz Kwiek: Przede wszystkim swobodę wypowiedzi. Udało się dopracować styl wystąpień publicznych. Gdy pierwszy raz wychodziłem na mównicę, cały się trząsłem z nerwów, teraz podchodzę do tego ze spokojem. Staram się też teraz unikać mówienia „yyy”.

MJ: Udział w debacie zapoczątkował też proces przemiany. Już w gimnazjum brałem udział w debatach i one tak naprawdę otworzyły mi oczy na wiele kwestii, których wcześniej nie dostrzegałem na lekcjach. Dzięki debatom zauważyłem, jak mogę wykorzystać swoje umiejętności, że mogę przebić się ze swoim głosem, ze swoim sposobem myślenia, mimo że superatrakcyjny nie jestem (śmiech) ani mój głos nie brzmi jak radiowy. Jednak wystąpienia podbudowały moją pewność siebie, potrafię się sprzedać w debatach.

A jakie były wasze początki w lidze?

Zuzanna Piotrowicz: Pamiętam warsztaty w pierwszej klasie  i niesamowity stres, gdy występowałam przed garstką ludzi. Byłam wówczas doradczynią, czyli osobą, która nie ma za wiele czasu na wystąpienie. Wtedy przegrałam. Było to dla mnie wielkim ciosem, ponieważ zaczynałam z wielkim zacięciem, a tu pierwsze starcie okazało się porażką. Później przepisałam się do Trzeciego Liceum i poznałam bardzo zmotywowaną drużynę. Razem z Filipem Olszówką stworzyliśmy coś, co mam nadzieję przetrwa bardzo długo. Teraz liga debatancka jest szeroko znana nawet wśród pierwszoklasistów, z czego jesteśmy bardzo dumni.

Czy to, że jesteście w klasach o profilu humanistycznych, ma jakiekolwiek znaczenie?

MJ: To bardzo ciekawa historia (śmiech). Okazuje się, że większość debatantów to osoby, które decydują się zmienić klasę. Zarówno ja jak i Filip byliśmy na najlepszym, patronackim profilu biologiczno-chemicznym. Po jakimś czasie stwierdziliśmy, że jesteśmy humanistami.

ZP: Podobnie było ze mną. Uczęszczałam do II Liceum w klasie z maturą międzynarodową. Po trzech miesiącach zrezygnowałam i przepisałam się do III Liceum na profil geograficzny, a po roku zdecydowałam się na klasę o profilu humanistycznym.

Finałowa teza była dość ekstremalna…

ZP: Była to dla nas bardzo trudna teza. Po tym jak w kilkudziesięciu pojedynkach trafialiśmy na tezy dużo ciekawsze, a  przygotowanie się do nich i sprawiało nam czystą przyjemność, czekało nas spore zaskoczenie. Wcześniej dyskutowaliśmy o Afryce Subsaharyjskiej, systemie więziennictwa, ławie przysięgłych. Czułam, że te tematy poszerzają moją wiedzę, patrzę na zagadnienie z różnych perspektyw. Ostatni temat był skomplikowany, nie było konkretnego problemu, był to temat, który w sumie nic nie wnosi do naszego życia. Baliśmy się, że podejdziemy do tezy zbyt ambitnie i nikt nas nie zrozumie. Baliśmy się nie tyle drugiej drużyny co nas samych.

MJ: Tezę można porównać do wielkiego kawałka sera, który trzeba zjeść. Lepiej go spróbować, niż zjeść na raz. Nie chcieliśmy za bardzo zagłębić się w ten temat, w koncepcje filozoficzne, psychologiczne, bo na dyskusję mamy tylko cztery minuty. Debata to szukanie złotego środka między merytorycznym a zrozumiałym przekazem, a do tego takim, którego chce się słuchać.

Co zapamiętacie z tej edycji?

TK: Najciekawsza teza była o dekolonizacji Afryki Subsaharyjskiej, o przymusie wyborczym. Moim zdaniem ta finałowa była najgorsza. I oczywiście o kocie, a dokładnie „Gdy kota nie ma, myszy harcują”. Było to pierwsze starcie, w którym przegraliśmy. Było to bardzo smutne, ale zarazem pouczające.

MJ: A to dlatego, że ugryźliśmy temat zbyt filozoficznie. Nikt nas nie zrozumiał. W debatach chodzi nie tylko o to, by nas rozumiano, ale i słuchano.

ZP: Debaty nauczyły nas, że nie chodzi o to, by popisać się wiedzą i w jak najpiękniejszy, oratorski sposób coś wygłosić, ale o to, by oratorium nas zrozumiało. Do debat idziemy na początku z błędnym przekonaniem, że mamy dużą wiedzę, potrafimy się sensownie wypowiadać. Tymczasem w większej mierze chodzi o to, by słuchać, niż mówić.

Jak wykorzystacie umiejętności zdobyte podczas debat w przyszłości?

ZP: Poza zawodem prawnika, nie ma stricte fachu związanego z debatowaniem. Nie tyle nauka służy debatom, co debaty służą nauce. Dzięki nim uczymy się krytycznie myśleć, robić research, mówić, występować, to pomaga przy wielu zawodach. Kończę w tym roku liceum i na pewno pójdę w kierunku debat akademickich na szczeblu krajowym. Udział w debatach uzależnia.

TK: Podczas rodzinnego spotkania dyskutowaliśmy na podrzucony przeze mnie temat. Złapałem się na tym, że w pewnym momencie wstałem, stanąłem za krzesłem i zacząłem przemawiać jak z mównicy. W pewien sposób kierowałem tą rozmową niczym marszałek (śmiech).

Jak wyglądały same przygotowania do turnieju?

ZP: Spotykaliśmy się głównie w szkole, czasem w kawiarniach. Zazwyczaj schemat pracy był podobny. Braliśmy temat, robiliśmy burzę mózgów i prowadziliśmy dyskusję przez około dwa dni. Później powstawały mapy myśli.

Mistrzostwo w Tarnowskiej Lidze Debatanckiej to dopiero początek…

ZP: Wygraliśmy eliminacje i jesteśmy w szesnastce najlepszych drużyn z całej Polski. Filip Olszówka, nasz pierwszy mówca, okazał się najlepszym mówcą podczas całych eliminacji. Finały odbędą się w ten weekend w Poznaniu.

MJ: Tajemnica sukcesu to stworzenie zgranego zespołu. O dobrym wyniku nie decydują silne jednostki, dobrzy mówcy. To sport drużynowy. Zauważyliśmy, że ważne są silne relacje między nami. Wzajemnie się uzupełniamy.

Są jakieś minusy udziału w tego typu rywalizacji?

MJ: Jedna z tez brzmiała „Im mniej człowiek wie, tym lepiej mu się żyje”. W przypadku debat to prawda, gdyż wiemy już jak buduje się wystąpienia retoryczne, wiemy jak budować przekaz, który jest miły dla ucha. Dlatego później nie możemy słuchać kiepskich przekazów. Od kiedy biorę udział w debatach, bardzo cierpię podczas rodzinnych spotkań i toczących się rozmów przy stole. Nie chodzi o sam sposób mówienia, tylko o to, że babcie, ciocie nie potrafią słuchać. Są tak bardzo utwierdzone w swoich poglądach, że nie słuchają rozmówców i nie potrafią spojrzeć krytycznie na argumenty przeciwnej strony. Uświadomiliśmy sobie, że jest bardzo dużo takich osób w naszym społeczeństwie.

ZP: Przekleństwem debatantów jest to, że później nie da się słuchać nudnych wykładów na lekcjach. Chodzi o sam sposób mówienia, retorykę. Podwójnie nas bolą wystąpienia nauczycieli, którzy nie potrafią ładnie mówić, choćby użyć chwytów retorycznych, by zainteresować tematem. Smutne jest to, że ludzie w dalszym ciągu nie rozumieją, jak ważny jest sposób wypowiadania się, nie tylko sam przekaz. Oglądając wiadomości, widzimy fatalny poziom dyskusji publicznej. Politycy powinni się przyłożyć przed wystąpieniem. Na dobry początek mogliby zobaczyć finał mistrzostw Polski w Poznaniu i wiele się nauczyć od uczestników.

MJ: Debaty powinny stać się przedmiotem szkolnym, ponieważ szalenie rozwijają. Udało się nam nawet pokonać naszego mistrza, pana Marcina Lewandowskiego, założyciela tarnowskiej ligi,  podczas Tarnowskiej Nocy Debatanckiej. Był z nas bardzo dumny.

ZP: Uważam, że debaty powinny być promowane wśród pracodawców. Krytyczne myślenie i sposób analizowania informacji są pożądane w dzisiejszych czasach. Debaty uczą nas też inteligencji emocjonalnej.

Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć wam sukcesów w Poznaniu.

 

 

 

 


Europejski Fundusz Rozwoju RegionalnegoEuropejski Fundusz SpołecznyProgram czyste powietrze - weź dotację, wymień piecEkointerwencja - Zgłoś spalanie odpadów lub naruszenie uchwały antysmogowejTarnów.pl miesięcznik miejski