Arcydzieła polskiego kina w Millenium - TARNÓW - Polski Biegun Ciepła

Arcydzieła polskiego kina w Millenium

Projekt Kino RP ma na celu przywrócenie publiczności – głównie w kinach, ale także w telewizji HD oraz na nośnikach Blu-ray i DVD – klasyki polskiego kina w doskonałej jakości obrazu i dźwięku. W ramach projektu powstają rekonstrukcje cyfrowe arcydzieł polskiej kinematografii.

11.07, godz. 20.00

Do widzenia, do jutra...

„Do widzenia, do jutra" to nostalgiczna kronika wakacyjnej miłości: Jacek (Zbigniew Cybulski) to gdański student i reżyser poetyckiego teatrzyku, ona - Margueritte (Teresa Tuszyńska) to piękna córka francuskiego konsula. Zakochany chłopak ma nadzieję, że dziewczyna odwzajemnia jego uczucie, zostanie na Wybrzeżu, gdzie będą żyli długo i szczęśliwie. Czy jednak jego marzenia mogą się spełnić, skoro dla niej życie to nieustanna podróż?
Dzięki "Do widzenia, do jutra" spełniły się za to marzenia Janusza Morgensterna o reżyserskim debiucie, które na dodatek mógł zrealizować wspólnie z przyjaciółmi, Zbigniewem Cybulskim i Bogumiłem Kobielą. Obaj, poznani przez niego jeszcze w czasach studenckich, są autorami scenariusza, który pisali na planie Popiołu i diamentu. W efekcie Do widzenia, do jutra to nie tylko liryczna historia miłości niemożliwej, ale też filmowy portret gdańskiego środowiska artystycznego końca lat 50. skupionego wokół studenckiego teatrzyku "Bim Bom", którego Cybulski i Kobiela byli liderami. Na ekranie pojawiają się też inne związane z nim postaci, jak Jacek Fedorowicz , Tadeusz Chyła , Wowo Bielicki czy legendarna piękność - Barbara Baranowska . Po raz pierwszy w polskim kinie film realizowany był przez grupę przyjaciół, co sprawiło, że z dzisiejszej perspektywy Do widzenia, do jutra to cenne świadectwo tamtej epoki, ludzi i miejsc, poodwilżowego klimatu i ówczesnego fenomenu, jakim były studenckie kabarety i awangardowe teatrzyki. Do tego zjawiskowa Teresa Tuszyńska, świetny epizod Romana Polańskiego, doskonałe zdjęcia Jana Laskowskiego i muzyka Krzysztofa Komedy współtworzące nostalgiczny klimat snującego miłość końca lata, którego urokowi nie sposób się oprzeć.

Rekonstrukcję krok po kroku przeprowadzili profesjonaliści w laboratoriach The Chimney Pot (obraz) i Dukszta&Malisz (dźwięk). Dzięki nowoczesnej technice będzie można podziwiać tę historię na nowo, doceniając piękne zdjęcia Jana Laskowskiego, który osobiście nadzorował proces cyfrowej rekonstrukcji. - Przy odnawianiu tego obrazu odnowiły się też moje wspomnienia - powiedział operator. - Uważam, że jest to jeden z najpiękniejszych polskich filmów.

15.08, godz. 20.00

Jowita

Na jednym ekranie zobaczymy Barbarę Kwiatkowską, Kalinę Jędrusik, Daniela OlbrychskiegoZbigniewa Cybulskiego w niezapomnianych rolach.

Rekonstrukcja „Jowity”

Jan Laskowski, który osobiście uczestniczył w całym procesie cyfrowej rekonstrukcji obrazu „Jowity”, miał jasną wizję tego, co chce osiągnąć. Wyraźną prośbą operatora było to, by tak odnowić film, wyrównać filmowe ziarno i wyostrzyć obraz tak, aby nie stracić faktury twarzy, by po procesie rekonstrukcji nie były one "zagipsowane" – wspomina Łukasz Rutkowski z The Chimney Pot, który nadzorował proces rekonstrukcji. „Jowita” to film, który wręcz bazuje na twarzach, ich zbliżeniach i emocjach jakie z nich płyną. To założenie wpłynęło też na sposób pracy nad filmem. Pomimo przeszkód udało się zrealizować postawione zadanie do tego stopnia, że nawet przy bardzo dużych zbliżeniach na twarzach aktorów doskonale widać każdą zmarszczkę, brwi, rzęsy a w oczach pojawił się nawet blask. Najwięcej czasu pochłonęły jednak prace niestandardowe: na przykład w jednym z ujęć, które przedstawiało starą kamienicę, róg tej kamienicy w sposób nienaturalny odrywał się od bryły budynku. Było to wynikiem zniszczeniem negatywu. Praca rekonstrukcyjna wymagała więc takiego przestawienia tego rogu, takiego ustawienia w perspektywie, podmalowania i zsynchronizowania z ruchem kamery, by kamienica w całości wyglądała naturalnie. Oddzielnie - przez Dukszta&Malisz naprawiany był także dźwięk - usunięto trzaski i uczytelniono dialogi.

Marek Arens (Daniel Olbrychski) na pozór jest człowiekiem sukcesu: architekt, znany sportowiec, koneser sztuki i pięknych kobiet, bywalec krakowskich salonów. Życie, jakie prowadzi, nie daje mu jednak satysfakcji. Marek ma nadzieję, że wszystko zmieniłoby ponowne spotkanie z Jowitą, poznaną na balu kostiumowym tajemniczą kobietą w czarczafie. W jej odnalezieniu pomóc ma Agnieszka (Barbara Kwiatkowska), studentka ASP, z którą Marek wdaje się w romans. Konfrontacja marzeń z rzeczywistością przynosi jednak gorycz i kolejne rozczarowanie.

Jowita to adaptacja Disneylandu Stanisława Dygata. Fabuła powieści pozwoliła Morgensternowi opowiedzieć kolejną historię miłości dwudziestolatków, ale już w zupełnie innej niż w debiutanckim Do widzenia, do jutra tonacji: liryzm i melancholię zastąpiła gorycz, tak jak nieco naiwne uczucie tamtych bohaterów – wyrachowanie obecnych. Reżyser razem ze scenarzystą Tadeuszem Konwickim wyeksponowali motyw nieautentyczności, zakładania masek i życia życiem niechcianym. W efekcie ta „relacja z potyczek między kobietą a mężczyzną” stała się krytyczną analizą przemian społeczno-obyczajowych lat 60. Premiera filmu odbyła się podczas festiwalu w San Sebastian, kilka miesięcy po tragicznej śmierci Zbigniewa Cybulskiego, a pojawieniu się nazwiska aktora w czołówce towarzyszyły oklaski. Ów kontekst sprawia, że Jowita, choć pomyślana jako gorzka historia o traconych złudzeniach i stale zmienianych maskach, dziś jest nie tylko cennym świadectwem swoich czasów i zapisem obyczajowości lat 60., ale przede wszystkim – pożegnaniem z ikoną polskiego kina.

Janusz Morgenstern

Łukasz Maciejewski (Dwutygodnik.com)

Janusz Morgenstern jest uosobieniem radości życia w starym, lepszym stylu. Naprawdę wszystkich znał, o każdym pamięta. Z równą swadą opowiada o balangach z Krzysztofem Komedą, przyjaźni z Markiem Hłaską, podrywaniu dziewczyn i odkrywaniu aktorów. A to właśnie Morgenstern odkrył dla polskiego kina m.in. Cybulskiego i Jankowską-Cieślak, a ważne, przełomowe role w jego filmach zagrali również Olbrychski, Kobiela, Jędrusik, Krzyżewska, Gajos, Wiśniewska, Trela, Jachiewicz, Kaczor…

Uśmiechnięty, pogodny i zrelaksowany – wewnętrzny spokój Morgensterna był w radykalnej kontrze do artystowskiego niepokoju jego sławnych kolegów: Wajdy, Polańskiego czy Kutza. Spolegliwy i wyciszony charakter reżysera sprawiał, że przez wiele lat pozostawał w ich cieniu, a przecież dzisiaj widać wyraźnie, że jego własna filmografia w niczym nie ustępuje największym.

Filmy Morgensterna mają klasę. Reżyser, portretując ludzi pozbawionych własnego nazwiska („Mniejsze niebo”), pokazując miłość z podciętymi skrzydłami („Trzeba zabić tę miłość”) albo beznadziejną walkę z alkoholowym nałogiem („Żółty szalik”), dobrze wiedział, że w kinie mniej znaczy często więcej. Unikał przesady, histerii i dezynwoltury. Kino Morgensterna nie było nigdy życiem złapanym w locie ani gazetą codzienną. I chociaż twórca „Godziny W” ma na swoim koncie kilka tytułów typowo konfekcyjnych („Jutro premiera”, „Dwa żebra Adama”), a niektóre z jego filmów są już zupełnie zapomniane („Życie raz jeszcze”, „Potem nastąpi cisza”), z kolei inne ciągle czekają na odkrycie („Mniejsze niebo”), to przecież właśnie Morgensternowi zawdzięczamy filmowe ocalenie prozy Stanisława Dygata („Jowita”), jeden z najlepszych polskich seriali w historii („Kolumbowie”) czy wreszcie kultową serię wszech czasów: nakręconą wspólnie z Andrzejem Konicem „Stawkę większą niż życie”.

Kawalerowicz, Munk, Wajda, Konwicki, Kutz, Polański, Morgenstern – filmowy dream team polskiego kina. Większość z nich działała wspólnie. Mieli podobne wspomnienia. Po drugiej wojnie światowej zaczynali wszystko od nowa. Poranieni, zawstydzeni, pozbawieni przeszłości. Morgenstern już w 1956 roku, wspólnie z Tadeuszem Chmielewskim i Kazimierzem Kutzem, złożył scenariusz nowelowego filmu, który miał być pierwszym obrazem o Powstaniu Warszawskim. Pomysł przepadł w cenzurze, co na wiele lat stało się utrapieniem reżysera. Pomagał innym, podsuwał świetne pomysły, ale sam aż do 1960 roku nie mógł zadebiutować. „Komisja scenariuszowa była moim przekleństwem” – przyznał po latach.

Zanim więc Morgenstern nakręcił swój debiutancki film, pracował przede wszystkim jako asystent, drugi reżyser (wspólnie z Wajdą zrealizował całą trylogię wojenną: „Kanał”, „Popiół i diament” i „Lotną”). No i stworzył mit Zbyszka Cybulskiego – najpierw nakłonił Andrzeja Wajdę do obsadzenia aktora w „Popiele i diamencie”, a następnie wymyślił najsławniejszą scenę w polskim kinie: legendarną sekwencję z płonącymi kieliszkami spirytusu. Również Morgensternowi zawdzięczamy słynne długie ujęcie, antycypujące tragiczny los bohaterów wcześniejszego filmu Wajdy, „Kanału”.

Pierwszym autorskim dziełem Janusza Morgensterna było „Do widzenia, do jutra…” z 1960 roku. To wyzywający debiut – zanim do Polski trafiły filmy francuskiej Nowej Fali, Morgenstern nakręcił najlepszy rodzimy film nowofalowy. Odtwarzając atmosferę gdańskiego teatrzyku „Bim-Bom”, w którym działali m.in. Kobiela i Cybulski, reżyser pokazał alternatywną atmosferę młodości tamtego czasu. Bez wybuchu bomb, powojennych blizn albo oportunistycznych hołdów dla nowych czasów. W „Do widzenia, do jutra…” młody chłopiec (Cybulski) po prostu zakochiwał się w dziewczynie (Tuszyńska). Dziewczyna była piękna, młodzi ludzie grali w tenisa, pili szampana i śpiewali piosenki – prawie tak samo jak dzisiaj. Może byli tylko mniej sentymentalni i trochę przestraszeni – zbyt dobrze pamiętali niedawne czasy, kiedy marzenia były towarem deficytowym, a spódniczki dziewczyn przykrywały blizny rzeźbione przez „szkło bolesne/ obraz dni/ które czaszki białe toczy” z wiersza Baczyńskiego.

To zdumiewające, jak niewiele się ten film zestarzał. Prawie 50 lat po premierze „Do widzenia, do jutra…” ma ciągle nowofalowy wdzięk, zachwyca także niezwykłą urodą poetyckich dialogów, napisanych przez Morgensterna, Kobielę i Cybulskiego, który dwa lata po „Popiele i diamencie” zagrał po prostu siebie. Na długo przed erą blogów i dokumentalnych pamiętników, twarz filmowego Jacka nieustannie nakłada się na twarz prawdziwego Zbyszka, współzałożyciela legendarnego „Bim-Bomu”. Oczywiście, bardzo chcemy widzieć w tej twarzy Cybulskiego, ikonę polskiego kina, ale w „Do widzenia, do jutra…” widzimy raczej cudownego, roztargnionego, bałamutnego chłopca. Jacek chce być królem życia. I chce znaleźć królewnę na życie. To Margueritte – piękna córka zagranicznego konsula. Niestety, dziewczyna jutro wyjeżdża. Chyba na zawsze. Całe życie musi zmieścić się im zatem w jednym długim, parnym dniu. Teresa Tuszyńska jako Margueritte jest w filmie tak śliczna jak najpiękniejsze wyobrażenie o rozbudzonej i rozkochanej kobiecości. A Cybulski? To Mały Książę, który wreszcie odnalazł swoją różę. Na krótko, na chwilę. Zarazem na zawsze. Bo takie róże nie więdną przecież nigdy.

Zresztą, po kilkunastu latach, Morgenstern nakręcił inny przejmujący film o tym, co mogło się stać z tamtą powojenną miłością w zupełnie nowych czasach. „Trzeba zabić tę miłość” (1972) według scenariusza Janusza Głowackiego było trafną diagnozą uczuć młodych ludzi, którzy razem z młodością przegrali dojrzałość. Jeszcze nie zdążyli się wyszumieć, nacieszyć tanim winem i perwersyjnym kinem, a już stracili złudzenia. Magda i Andrzej oblali egzaminy na studia. Bywa. Ona (wstrząsająca rola młodziutkiej Jadwigi Jankowskiej-Cieślak) dorabia teraz jako salowa, za rok chce znowu zdawać na medycynę; on nie ma pomysłu na życie. W gruncie rzeczy nie mają oboje. Miotają się w swoich domach, rodzinach. Nie mają gdzie mieszkać, nie wiedzą co robić. Także ze sobą, z tą ich głupią, niepotrzebną nikomu miłością. Trzeba ją zabić.

Być może zestarzały się w tym filmie dialogi, niezrozumiały jest już społeczny kontekst, ale na pewno ciągle aktualne pozostaje przesłanie o wewnętrznym pęknięciu człowieka. O nieudanym locie motyli z podciętymi skrzydłami. Do historii kina przeszła także wspaniała finałowa scena, w której dozorca budowy (Jan Himilsbach) przywiązuje ładunek trotylu do szyi swojego jedynego towarzysza – psa, po czym ucieka do szopy. Pies oczywiście rusza za nim. Każdy zabija swoją miłość. Ciągle.

Janusz Morgenstern ma dzisiaj 88 lat – to naprawdę piękny wiek. Przeżył w zasadzie wszystkie pokoleniowe epoki, mody i style, pozostając w pewnym stopniu nieskażony. Środowisko filmowe jest trudne. Często nadmiernie złośliwe, bywa że chamskie. Jednak Morgensternowi udało się zachować twarz. Ani razu nie spotkałem się z krytyczną opinią na jego temat. Nie tyle w znaczeniu zawodowym – wszyscy wiedzą, że jest i był jednym z najlepszych fachowców – co w sensie „ludzkim”. Morgenstern to chyba najbardziej lubiany polski reżyser. Stawka większa niż kino.

Projekt Kino RP

Czym jest rekonstrukcja?

Rekonstrukcja cyfrowa mylnie niekiedy traktowana jest jak tzw. cyfrowe odświeżenie czy czysto mechaniczne przeniesienie zapisu z taśmy światłoczułej na wybrany format cyfrowy.

Jest to precyzyjne odtworzenie pierwotnej jakości filmu.

Proces rekonstrukcji (rozbity na etapy):

- wyczyszczenie fizyczne kopii światłoczułej,
- skanowanie,
- przygotowanie do korekcji kolorystycznej – np. stabilizacja, deflicker,
- korekcja kolorystyczna lub gęstościowa,
- właściwy proces rekonstrukcji – usuwanie rys, uszkodzeń, ubytków, odziarnianie
- wykonywanie mastera do kina cyfrowego, do TV HD, Blu-ray, itd.

Koszty rekonstrukcji:

Czas, a także koszt rekonstrukcji jednego filmu zależą od wielu czynników. Zazwyczaj odnawianie jednego obrazu trwa od 3 do 6 miesięcy i kosztuje od 100 tys. zł do 200 tys. zł.

Wielkość środków przeznaczonych na rekonstrukcję filmu zależy od: długości filmu, poziomu zniszczenia materiałów światłoczułych, wybranego formatu kopii cyfrowej (HD, 2K, 4K). Im wyższa rozdzielczość obrazu, więcej uszkodzeń i dłuższy film, tym większe koszty cyfryzacji.

KinoRP to przedsięwzięcie zainicjowane i koordynowane przez firmę KPD, którego partnerami są: Studio Filmowe „KADR”, Studio Filmowe „OKO”, Studio Filmowe „Perspektywa”, Studio Filmowe „TOR”, Studio Filmowe „ZEBRA”, The Chimney Pot, Studio Filmowe TPS, Dukszta&Malisz, TOYA Studios.

Dotychczas odbyły się kinowe premiery rekonstrukcji cyfrowych następujących filmów:

- Constans Krzysztofa Zanussiego,
- Rękopis znaleziony w Saragossie Wojciecha Jerzego Hasa,
- Salto Tadeusza Konwickiego,
- Ostatni dzień lata Tadeusza Konwickiego, Jan Laskowski,
- Vabank i Vabank II czyli riposta Juliusza Machulskiego,
- Zaduszki Tadeusza Konwickiego,
- Wesele Andrzeja Wajdy,
- Trzeba zabić tę miłość Janusza Morgensterna,
- Do widzenia, do jutra... Janusza Morgensterna.

Projekt KinoRP honorowym patronatem objął Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego Bogdan Zdrojewski.

Patronami medialnymi projektu KinoRP są: Radio TOK FM, miesięcznik KINO, magazyn branży audiowizualnej FilmPro, portale internetowe: Stopklatka.pl i Onet.pl.

***

Klasyka kina w Millenium - Zawsze w poniedziałki. Bilety – 10 zł

www.mck.tarnow.pl


Europejski Fundusz Rozwoju RegionalnegoEuropejski Fundusz SpołecznyProgram czyste powietrze - weź dotację, wymień piecEkointerwencja - Zgłoś spalanie odpadów lub naruszenie uchwały antysmogowejCiepłe mieszkanieTarnów.pl miesięcznik miejski