Cudze chwalicie, swego nie znacie, czyli „staycation” w Tarnowie
Lepiej w kraju czy na greckich wyspach? Takie wakacyjne pytanie zadawał sobie ostatnio niejeden Polak. Oferty turystyczne za granicę kuszą atrakcjami i cenami, ale od ubiegłego roku można też zauważyć pojawiający się trend na urlop we własnym mieście lub w najbliższej okolicy - tak zwane „staycation”. Bo taniej i wygodniej. Poza tym można odkryć to, co oferuje nam własne podwórko.
To pandemii musimy dziękować za przywrócenie do życia tak zwanego „staycation” (stay – zostać, vacation – wakacje) lub „holistay” (holiday – urlop, stay – zostać), czyli wakacji w okolicy swojego miejsca zamieszkania, lub nawet w samym mieście. To hit zwłaszcza w dużych miastach. Poznajemy wtedy restauracje, korzystamy z kina, teatru czy nawet kręgielni, odwiedzamy ciastkarnię i idziemy na koncert zespołu, który akurat zawitał do miasta. Czujemy się jak turysta we własnym mieście. – Socjolodzy chwalą takie podejście, dzięki temu człowiek będzie mógł się mocniej identyfikować ze swoim miejscem zamieszkania, gdy lepiej pozna jego historię i zobaczy miejsca, których wcześniej nie widział, a które przedstawiają jakąś wartość historyczną - przyznają twórcy portalu Turystycznie.net.pl.
Taki trend w Tarnowie zauważa szef Tarnowskiego Centrum Informacji, chociaż mówi, że częściej widać turystów z okolicznych miejscowości. – Rzeczywiście, widoczny jest trend do spędzania wakacji w najbliższej okolicy - mówimy tu o Tarnowie, Krakowie lub stosunkowo nieodległych gospodarstwach agroturystycznych. Ale odkąd pojawiły się szczepionki i „covidowe paszporty” Polacy wybierają Grecję, Turcję czy Egipt. Najwięcej lokalnych turystów odpoczywających w ramach „staycation” było w ubiegłym roku, wtedy przeżywaliśmy prawdziwe oblężenie – mówi Marcin Pałach.
W Tarnowie nieodkryte przez mieszkańców jest stare miasto. Nawet parafianie katedry mają problem z tym, żeby wskazać, co cennego mają dosłownie obok siebie. Bo przecież „cudze chwalicie, swojego nie znacie”. Zwiedzić więc można wspomnianą katedrę i na przykład rynek. I to za darmo, z przewodnikiem. Od lipca pojawiły się bowiem Spacerki po Tarnowie i katedrze. – Musimy przyznać, że w tym roku spacerki biją rekordy. W tygodniu przyjeżdżają turyści, w weekendy, kiedy odpoczywamy od pracy, pojawiają się także tarnowianie – informuje Marcin Pałach. I rzeczywiście, tylko w lipcu spacerkowiczów było aż tysiąc, w ubiegłym roku przez dwa miesiące skorzystało z tej formy zwiedzania 900 osób.
Poza tym zwiedzić można muzea - diecezjalne i okręgowe, w których jest masa atrakcyjnych eksponatów. Można też wybrać się na spacer do kilkunastu parków, pojechać na miejskim rowerze na Górę św. Marcina, Są też kościoły i kapliczki, uliczki, pomniki, tematyczne szlaki turystyczne czy cmentarze. Prócz tego Tarnowskie Centrum Kultury, Biuro Wystaw Artystycznych, Urząd Miasta Tarnowa, Teatr im. Ludwika Solskiego czy nawet radni osiedlowi przygotowują szereg imprez dla każdego, są zajęcia jogi czy tańca w parku, niedzielne „Bazarki na Starówce”, które przyciągają tłumy.
Jest też region, gdzie królują rowery i trasa Velo Dunajec, która prowadzi od Wietrzychowic aż do Zakopanego. Nie można zapomnieć o ENOtarnowskim, czyli winnym szlaku, który obejmuje Tarnów, powiat tarnowski, brzeski i dąbrowski. Nawet biura podróży organizują przyjazdy do regionu właśnie na zwiedzanie winnic i degustację wina. Do zwiedzania zachęcają także zamki i ich pozostałości (np. w Dębnie, Wiśniczu, Melsztynie czy Czchowie), zabytki kultury żydowskiej… Turystycznym hitem są także malowane chaty w Zalipiu.
Choć sezon wakacyjny dobiega końca, to zwiedzanie najbliższych nam terytorialnie turystycznych atrakcji ma to do siebie, że można je poznawać przez cały rok. Pokochajmy więc od nowa swoje miasto, doceńmy jego walory i polecajmy innym. Bo warto.
(MT)